Był sobie raz kulawy król. Dlatego dworzanie — żeby przypodobać się monarsze — podchodzili do niego, utykając. Tak więc w całym pałacu, od komnat po pomieszczenia dla służby, wszyscy chodzili, kulejąc. Zdarzyło się jednak, że przybył tam pewien szlachcic, który nie znał jeszcze zwyczajów tego dworu. Stanął on przed królem prosty jak topola. W wielkiej sali tronowej wszyscy śmiali się ukradkiem, od halabardników po królewskich dworzan. Śmiali się wszyscy oprócz króla. Ten wymamrotał do śmiałka: — Jak mam to rozumieć? Widzę, że waść nie kulejesz?
— Panie — odpowiedział mu szlachcic — zechciej mi uwierzyć, że to pozór tylko. Stopy mam całe pokryte odciskami i jeśli trzymam się prościej od innych, to tylko dlatego, że kuleję na obie nogi.
Gustaw Nadaud