W pewnym azjatyckim mieście żyło dwóch nieszczęśników. Jeden był ślepy, drugi miał sparaliżowane nogi. A obydwaj byli biedni. Tak biedni, że każdego dnia prosili niebiosa o odebranie im życia. Po co żyć w tak ciężkim położeniu?

Zdarzyło się jednak pewnego dnia, że ślepiec, gdy żebrał na targowisku, usłyszał krzyki paralityka. Jego żałosne błagania wzruszyły go do głębi. Oto znalazł w końcu współbrata w cierpieniu! Usiadł przy nim zatem. Porozmawiali. I kilka godzin starczyło, by stali się przyjaciółmi.

— Ja mam moje cierpienia, a ty twoje. Połączmy je — zaproponował ślepiec — staną się wtedy mniej okropne.

— Cóż my możemy? —odpowiedział mu paralityk.—Ja nie mogę zrobić nawet  jednego kroku, a ty nic nie  widzisz. Czemu miałoby służyć połączenie tych dwóch nieszczęść?

– Czemu miałoby służyć? – powtórzył ślepiec. — Ależ to  proste — służyłoby nam obydwóm.  Przecież razem mamy wszystko, czego nam potrzeba: ja nogi, a ty oczy. Ja będę cię niósł, a ty mnie poprowadzisz. Ja będę szedł za ciebie, a ty będziesz za mnie widział.

I poszli. Jak droga prowadzi, na spotkanie nowego życia, z twarzą rozjaśnioną, z przepięknym uśmiechem.

bajka francuska